czwartek, 20 marca 2014

Gdzie za folklorem na Morawach?

Jeśli poszukujecie przejawów wciąż jeszcze żywej tradycji ludowej, warto byłoby wziąć udział w następujących świętach: Pálení čarodějnic (Palenie czarownic), Masopust (Ostatki, zapusty), Stavění máje (Stawianie maja)Hody (Gody). Wszystkie te zwyczaje mają rodowód pogański.
W niemal każdej morawskiej wsi organizowane są obchody tychże okazji/uroczystości. Mieszkańcy bardzo poważnie do nich podchodzą, są z nich dumni i przygotowują się do nich zawczasu (szczególnie jeśli chodzi o zapustowy pochód). Popularne są bale i potańcówki w strojach ludowych.

Palenie czarownic odbywa się w nocy z 30 kwietnia na 1 maja. Paląc czarownicę świętuje się nadejście wiosny. Wierzono też, że tej nocy piekielne stworzenia wszelkiej maści zlatują się na sabat. Symboliczną kukłę pali się zatem po to, by uchronić się przed złym urokiem. Popiół ze spalonego stosu miał moc zwiększania urodzaju.
Palenie czarownicy we wsi Sentice


Masopust czyli koniec karnawału najczęściej wiąże się z barwnym korowodem przebierańców idących główną ulicą we wsi lub miasteczku. W pochodzie często uczestniczą także muzykanci. Z racji tego, że po zapustach następował post, na koniec karnawału należało się najeść (i napić) do syta. 
Masopust w miasteczku Rousinov

Stawianie maja najczęściej odbywa się między 30 kwietnia a 1 maja. Wg antropologa Jamesa Frazera stawianie maja odbywa się po to, by przynieść do wsi dobrego ducha lasu. Pozbawione gałęzi i kory drzewo (za wyjątkiem górnej części) stawia się w środku wsi lub na rynku miasteczka i tańczy wokół niego. Zwykle jest to świerk, choć bywa i maj brzozowy. Ozdabia się go wstążkami lub papierem. Pod częścią "choinkową" zawiesza się wieniec. Postawiony maj należy pilnować przed mężczyznami z sąsiednich wiosek. Jeśli któremuś uda się wdrapać na szczyt maja, jest to wielki wstyd dla wsi :)
Czasami stawia się małego maja przed domem dziewczyny, by ją uhonorować czy wyznać jej miłość.
Stawianie maja we wsi Sentice

Hody są tradycyjnym świętem obchodzonym w okresie od maja do listopada (zależy od miejscowości). Zazwyczaj data hodów jest związana z dniem świętego patrona kościoła w danej wsi. Obchody zazwyczaj zaczynają się w piątek od zebrania mieszkańców pod majem. Potem są tańce i śpiewy, często przy akompaniamencie orkiestry dętej. Najodpowiedniejszym outfitem podczas hodów jest oczywiście strój ludowy. Msza święta i bal są nieodłącznym elementem uroczystości hodów.
Plakat zapraszający na Hody

Hody we wsi Zbýšov

Hody we wsi Čechyně

piątek, 14 marca 2014

Cygańska księżniczka

Czasami, przemierzając czeski kraj, zdarza mi się poznać kogoś interesującego. Do takich osób zdecydowanie należy Denisa.
Jej mama jest Polką, a tata Romem. Mieszkała przez pewien czas w Polsce, w okolicach Tarnowa. Potem zdecydowała się osiedlić w Brnie.
Spotkałam ją w Muzeum Kultury Romskiej. Ta młoda kobieta to wulkan energii i wzór zaradności.
Studiowała pedagogikę na Uniwersytecie Masaryka w Brnie. Mówi w języku polskim, czeskim i angielskim.
Pracuje w muzeum, w prywatnym przedszkolu a także udziela się jako aktorka w teatrze eksperymentalnym Husa na provázku. Sztuka Samodiva w której występuje odnosi duże sukcesy.
Denisa sama wychowuje synka i prowadzi dom.
A do tego wygląda jak milion dolarów (nie tylko na fejsbukowych zdjęciach, ale także w rzeczywistości).


niedziela, 9 marca 2014

Czesi o Polakach

Wiemy już wszyscy, co myśli o nas brytyjska tłuszcza. Patrz poniżej ;)
Ale pewnie jesteście ciekawi, jak nas postrzegają Czesi?

A, nijak :)
Poza małymi wyjątkami, Czechów zbytnio nie interesuje nasz kraj i to, co się w nim dzieje. Może to i dobrze, bo czasami naprawdę nie ma być z czego dumnym.
Dla przeciętnego Czecha pomysł wyjazdu do Polski na wakacje jest równie głupi, co zrobienie sobie tatuażu na czole.
Czesi, którzy przez pomyłkę wjechali do naszego kraju (i nie byli nigdy wcześniej na Bałkanach) twierdzą że polscy kierowcy jeżdżą jak bydło lub jak samobójcy.
Czesi, którzy mieszkają w Sudetach, Cieszynie lub Pradze narzekają na polskich turystów, że chleją dużo wódki, są głośni, wulgarni i w ogóle jak dzicz. (Przyznam się bez bicia, że w przypadku Pragi, to również ja i moi znajomi zapracowaliśmy na taką opinię :D )
Zaś Czesi, którzy mają polskich znajomych, twierdzą, że jesteśmy miłymi i ciekawymi ludźmi.
Czeska prasa, o ile w ogóle o nas pisze, najczęściej powiela stereotyp Polaka – fanatyka religijnego lub handlarza trującym mięsem.
W największym stopniu przyczynia się do tego czasopismo Blesk, będące odpowiednikiem naszego Faktu.
Blesk, w pewnych kręgach, jest naprawdę wpływowym ścierwem. Moja sąsiadka kilkakrotnie mnie pytała: „Dlaczego Polska przysyła nam kurczaki faszerowane antybiotykami?” Odpowiadam jej, żeby nie słuchała tych głupot, bo to propaganda! Wtedy ona do mnie: „Nie, nie. To prawda. Widziałam w Blesku i w telewizji!”
Achtung: Trujące kurczaki z Polski!
Tłumaczenie komentarzu:"Te zdjęcia Agnieszki Radwańskiej wstrząsnęły katolicką Polską" :DDDDD

Moja koleżanka, Czeszka studiująca polonistykę w Brnie (tak, wyobraźcie sobie, że jest tu taki kierunek) mówi, że Polki ubieraja się modniej od Czeszek.
Challenge accepted!
Aby potwierdzić jej słowa, wrzucam fotę!
Tak wygląda mój LOOK, gdy idę po zakupy do Billi :D


A tu ja na okładce czeskiego Cosmopolitan. Ach, rozmarzyłam się ... ;)

Gdy mowa o stosunkach polsko-czeskich, warto byłoby przypomnieć klip "Szukam Cię, Miłoszu" Nicky Tučkovej: http://www.youtube.com/watch?v=B_kMMYQISeg


Nie traćcie nadziei, kolejny post może będzie bardziej poważny :)

piątek, 7 marca 2014

Jeseník, czyli trup w szafie

Jeseník jest jednym z najchętniej odwiedzanych sudeckich kurortów. Ludzie kierują się tam, by podreperować zdrowie w łaźniach Priessnitza, pochodzić po górach albo pojeździć na nartach. Oferta kulturalna Jeseníka to Muzeum Krajoznawcze i kino Pohoda.
Podczas pobytu w Jeseníku, wybrałam się do tego właśnie kina na dramat wojenny produkcji czeskiej 7 dní hříchů (7 dni grzechu). Po obejrzeniu tego filmu nic już nie było tak, jak dawniej...

Tutaj macie trailer. Przepraszam, nie znajdę Wam teraz całego filmu, musicie się trochę wysilić i poszukać go sami.
http://www.youtube.com/watch?v=vYNRzDDQe6E

A teraz do rzeczy.
Tym, którzy przejeżdżali przez Dolny Śląsk czy pogórze sudeckie lub tam mieszkają, na pewno rzuciły się w oczy ponure, niejednokroć rozpadające się zabudowania (np. murowane stodoły), pozostałości po dawnych mieszkańcach tych ziem.
Niemcy sudeccy, bo o nich mowa, po przegranej przez Rzeszę wojnie, zostali wypędzeni i pozostawili cały swój majątek miejscowym bądź nowym przybyszom. Ci Niemcy, którzy nie chcieli opuścić swoich domów i gospodarstw, byli zdani na dobrą i złą wolę Armii Czerwonej. I taką  wersję znamy wszyscy.

Film 7 dni grzechu otwiera człowiekowi oczy. Wielu Niemców zostało zabitych i okradzionych przez swoich czeskich sąsiadów. Wojna, reżim, szykany, przymusowe wcielenie do Wehrmachtu, nierzadko walka na froncie wschodnim zrobiły swoje. Zdemoralizowani, wściekli i zmęczeni urokami okupacji ludzie dali upust swojej frustracji i nienawiści. No cóż, każdy kraj ma swoje "Złote żniwa". Ten, jakże mało znany fakt historyczny, rażąco nie pasuje do znanego mi stereotypu poczciwego Czecha, popijającego piwo i stroniącego od jakiejkolwiek formy agresji.

Kiedyś była audycja na temat Niemców Sudeckich w czeskim radiu. Pewien historyk przyznał, że za morderstwa i wypędzenia odpowiedzialni są Czesi. Audycja spotkała się z żywym odzewem ze strony słuchaczy. Jedni przeklinali historyka, mówili, że bełkocze i kala własne gniazdo, inni gratulowali mu odwagi.

Gdybyście byli zainteresowani tematem, jest mnóstwo publikacji na ten temat. Najwięcej oczywiście w j. niemieckim (np. Schreie aus der Hölle ungehört albo Töten auf Tschechisch) i czeskim, ale i po naszemu coś się znajdzie: http://histmag.org/Piotr-M.-Majewski-Niemcy-sudeccy-nie-chcieli-miec-z-Czechami-nic-wspolnego-7989

i http://www.historycy.org/index.php?showtopic=75295&st=0

Pozwólcie, że jeszcze coś dodam od siebie: W filmie 7 dni grzechu interesujący jest główny bohater: Czech, który ma żonę-Niemkę. Mężczyzna nie przykłada większej wagi do swojej narodowości ani nie identyfikuje się szczególnie ze swoim krajem. Najważniejsza dla niego jest rodzina i to o nią walczy i jej broni.
To zupełne przeciwieństwo naszych bohaterów. Ci muszą walczyć i ginąć za ojczyznę, czyli tak naprawdę za coś abstrakcyjnego. To jedna z rzeczy, które nas różnią ;)

wtorek, 4 marca 2014

Dzień św. Marcina czyli dyspensa na chlanie

Jest taki dzień, kiedy na Morawach wino leje się, dosłownie, ulicami...
Dzieje się tak 11 listopada podczas obchodów dnia św. Marcina (patrona między innymi winiarzy).
Święty Marcin
Zamiast jechać do Polski i, jak każdy szanujący się patriota, uczestniczyć w pochodzie na Dzień Niepodległości, postanowiliśmy pojechać do Mikulova i zalać ryje (zresztą także jak każdy szanujący się patriota).
Wesoła twórczość Władcy
Uroczystości rozpoczęły się od wjazdu na Mikulowski rynek jakiegoś trepa ubranego jak rzymski legionista z Asterixa.
Jechał na białym kuniu, a przed nim szło dwóch giermków. Nie, sorry! Nie dwóch! Teraz widzę na zdjęciach, że szło trzech. A zatem, na bogatości, trzech...
Św. Marcin coś tam powiedział do ludzi zgromadzonych w centrum miasta, po czym wszyscy ruszyli za nim w pochodzie wokół rynku niczym szczury za czarodziejskim fletem.
Punktualnie o godzinie 11:11 otworzono beczki i butelki z młodym winem. Zaczęła się chłosta...
 Restauracje i winoteki (szczególnie to drugie) przeżywały oblężenie. Ludzie zażerali się gęsiami (świętomarcińskie tradycyjne danie) i pili lokalne wino.
Degustacja świętomarcińskiego wina
Na rynku rżnął na cymbałach zespół ludowy Palava, słonko świeciło i ogólnie było kulturalnie. Wtem Władca i Kryptokomuch zarządzili, że oni idą na drogę krzyżową, która rozpościera się na wzgórzach nad Mikulovem. Już byli wypici, ale zabrali sobie na drogę jeszcze półtora litra zacnego wina Palava.


 Nam (babom) się nie chciało łazić, więc poszłyśmy na kawę. Czekamy godzinę,
drugą godzinę, trzecią, a tych knurów ani widu ani słychu. Poszłyśmy ich poszukać.
Są!
Droga krzyżowa zmęczyła ich niezmiernie. Ledwo utrzymywali się na nogach. Bełkotali i zataczali się, jak po półmetku w gimnazjum :(
Zamiast wsiąść grzecznie do auta, poczołgali się do winoteki po kolejne wino!!!
Władca otworzył je w aucie, łyknął i po 5 minutach zasnął z otwartą butelką w ręce...
Jak możecie się domyślić, prawie całe wino wylało się na wycieraczkę i na moją torebkę.
Dobrze, że tego dnia nie utonęliśmy, bo ja musiałam prowadzić samochód z powrotem do domu, a krótki fragment drogi z Mikulova do Brna prowadzi asfaltem przez środek jeziora. To niby nie problem, tylko że ja po zmroku nic nie widzę  ;D


Piernik w kształcie gęsi (drugiego, po winie, symbolu tego święta)

Zespół ludowy Palava. Check that PARZENICE!



Szarmancki złodziej z Koszyc

Wieczór jak każdy inny, Brno, tramwaj nr.3...
Koleżanka, Panienka z okienka, wraca z baru do domu.
Podchodzi do niej chłop w średnim wieku. Zionie mu gorzołem z ryja niczym ojcu pana młodego w dzień po weselu.
Zagaduje: "Cześć! Jak ci na imię? Ja jestem XXX i przyjechałem tu z Koszyc, żeby kraść".
Panienkę z okienka rozbroiła szczerość współpasażera, więc pyta: "I co? Podoba się Panu w Brnie?"
A on na to: "Tak, bardzo mi się podoba, bo tu jest co kraść."
Byłam już świadkiem próby podrywu na auto, na ambitny film, na hotel, (tak, miejscowy gołodupiec w mieście Hammamet w Tunezji wciskał mi kit, że jest właścicielem hotelu) na pizzę, na torbe z Ikei, na klatę, na szczeniaka Yorka, ale "na złodzieja" jeszcze chyba nigdy.
Co kraj to obyczaj.
Pozdrawiamy Słowację! :* :* :*

poniedziałek, 3 marca 2014

Ile kosztuje sex w Brnie?

Często przechodzę koło clubu Moulin Rouge, który sprawia wrażenie naprawdę zacnego burdelu.
Zawsze byłam ciekawa, jak bardzo szarpnie po kieszeni wizyta w takim przybytku :D
Z plotek wiem, że np. w Bytomiu czy Chorzowie wejście do burdelu jest za darmo, ale wyjście może kosztować nawet od 10.000 zł  :O
W Moulin Rouge jest jasno określony cennik, aby klient mógł się odpowiednio przygotować zanim pójdzie w odwiedziny do jednej (lub kilku) z dam.
I tak:
-kieliszek wina zaczyna się od 200 Koron
-koktajle drogie, bo aż 7 stów (to jest ponad 100 polskich złotych!)
-małe piwo od 150 do 250 Koron (ale zdzierstwo...)
-herbata, kawa, Sprite, Cola - 150 Koron
-żarcie (dają np. spagetti, smażeny syr, filet z kurczaka, kotlet po cygańsku itp) od 120-250 Koron
-15 minut patrzenia na tańczące dupy kosztuje 1500 Koron, 30 minut to 2500 Koron, a 60 minut to 3500.
-ruchanie w jacuzzi  (60 minut) to 5000 Koron, a ruchanie w apartamencie (60 minut) to 6000 Koron, tj. 1000 PLN

Wrzucam zdjęcie Noemi, którą tam spotkacie, bo wygląda najmniej smętnie spośród wszystkich pracujących tam dziewcząt.

Podsumujmy:
Wchodzisz, zamawiasz, dajmy na to, kotlet i piwo. Zjadasz i oglądasz sobie damy. Już jakieś 1900 Koron nie twoje.
Potem podchodzisz do wybranej przez siebie damy i zamawiasz drina. Nie dla siebie, ty ciulu! Dla damy. Musi wychlać, inaczej pewnie nie będzie chciała z Tobą gadać.700 Koron poszło!
Ubyło ci już 2600 Koron i jeszcze nie poruchałeś. Jeśli nie pracujesz w IT lub w handlu, lub jeśli twój ojciec nie nazywa się Donald Tusk, możesz już iść do domu.
Jak chcesz sex w jacuzzi, to wyciągaj 5000 Koron. Jeśli wyszedłeś z więzienia i dawno nie miałeś baby i ci się chce jakichś cudów typu w ucho, w nos i inne fiku miku, pewnie cena wzrośnie.
A zatem: żarcie, alkohol, rozmowa z damą i fitness będzie Cię kosztować około 8000-10.000 Koron (1300 do 1700 PLN).

Teraz dylemat każdego mężczyzny pod tytułem "Czy to się opłaca?"
Przeliczę za Was, cytując piosnkę mojej ulubionej kapeli "Świnka droga, mówią ci, co sami świnki nie mają".
I jest w tym sporo racji.
Jak masz babę na stałe i z nią mieszkasz, to fiku miku masz w domyśle za darmo.
A teraz konkrety: Ile kosztuje miesiąc utrzymania świnki?
To zależy od świnki.
To zależy ile zeżre i wytankuje, ile zużyje wody, prądu i gazu i jak często chce chodzić do kina i restauracji.
Za taki podstawowy pakiet zapłacisz około 500 do 2000 PLN miesięcznie. (Pod warunkiem, że kosmetyki, łachy i buty sama sobie kupuje).
Czyli wychodzi mniej więcej tyle na miesiąc, co jedna wizyta w burdelu.
No chyba, że masz bardzo wymagającą świnkę. Taką, którą np. nie ściągnie majtek póki nie zobaczy szampana i złotego łańcuszka.
Uwaga! Trzymaj się od takich pind z daleka!!! Taka pewnie prędzej czy później trafi do Moulin Rouge...
;)


Jeśli czytanie moich tekstów sprawia ci przyjemność, możesz w zamian postawić mi kawę:) https://ko-fi.com/szyszkasosnowa Będzie to dla mnie najwspanialsza (i jedyna) nagroda ;)

niedziela, 2 marca 2014

Kilka fotek dokumentujących tzw. czeskie poczucie humoru

Wesołe miasteczko na Brneńskiej Prehradzie

Kalendarze adwentowe

To mnie przerasta

Surowy zakaz srania i szczania

Wietnamczyk wieczorową porą

Wietnamczycy to jedna z najliczniejszych mniejszości etnicznych w Republice Czeskiej.
I najpotrzebniejsza!!!
A dlaczegóż to?
Wietnamczycy prowadzą sklepy spożywcze, które są czynne do późnych godzin wieczornych. Sklepy spożywcze prowadzone przez Czechów (za wyjątkiem Billi lub Tesco) są zazwyczaj zamykane o 18:00.
Gdy kogoś przysuszy, gdy komuś braknie fajek, gdy ktoś wróci z roboty i zastanie pustą lodówkę  itd, itp. dla takiego Wietnamczyk jest kołem ratunkowym.
To nie koniec zalet tego pracowitego narodu. Wietnamczycy sprowadzają łachy z Azji, które są TANIE. 
Co do jakości - to może przemilczmy, ale...  każdy, choćby nie wiem jak się wypierał, przynajmniej raz w życiu kupił t-shirt, leginsy lub skarpetki z tego dzikiego kontynentu i przynajmniej raz w życiu wyszedł w nich na ulicę.

Co jeszcze? Wietnamczycy (choć inne narodowości także, ale Wietnamczycy zdecydowanie wymiatają) prowadzą przeróżne fastfoody i bistra, gdzie można nażreć się DO OPORU za nieduże pieniądze.
Gotują nie tylko po azjatycku, ale także wyspecjalizowali się w lokalnej kuchni, tj. smażony ser, parówki bawarskie i inne chuje muje. Obiad (wg mnie smaczny) w takim bistro kosztuje około 40-70 Koron, co jest osiągalne nawet dla menela średniej klasy.

W Brnie Wietnamczycy mają swój ogromny targ na ulicy Olomouckiej. Można tam kupić łachy (kombinezony narciarskie, bieliznę, czapki, sukienki na studniówkę, jeansy, no kufa po prostu wszystko), torebki, przyprawy, ryby, owoce morza, słodycze, ryż, makarony inne produkty spożywcze dla bardziej i mniej odważnych. Zaopatrują się tam właściciele sklepów i lokali gastronomicznych, ale można tam też kupować w detalu, co czasem mi się zdarza. Na tym targu rzadko spotyka się nie-Azjatów, dlatego można poczuć pełną egzotykę, niczym w China Town czy coś w ten deseń.
Przed Wigilią kupiłam tam prezenty dla całej rodziny (łachy, torebki i elegancką walizkę) nie przekraczając 600 Koron :D


sobota, 1 marca 2014

Sąsiedzi

Posiadanie sąsiadów zawsze ma dobre i złe strony...
Odnosi się to do wszystkich krajów świata, także do Czech.
W pierwszych dniach pobytu w Brnie przywitała nas sąsiadka z 2 piętra: "Nazywam się Hrabalova, gdybyście czegoś potrzebowali, po prostu zapukajcie. "
Podziękowaliśmy i zaczynamy mówić, skąd jesteśmy i co nas tu sprowadza. Hrabalova przerywa mówiąc: "Tak, wiem, ja już się wszystkiego dowiedziałam"...
To nam dało do myślenia. Big Brother is watching us ;)

Jakieś dwa tygodnie od naszego przyjazdu z Polandii sąsiadka z klatki obok  przyszła nas ostrzec, że jutro będą myte parkingi przed blokiem (WTF?) i że jak nie przeparkujemy auta gdzieś indziej, to będziemy płacić jakąś tam karę pieniężną. Starsza kobieta domyśliła się, że pewnie nie zrozumiemy tabliczki z komunikatem i że zostawimy samochód zaparkowany tam gdzie zawsze (przed wejściem do bloku). To było miłe, ale...

W bloku jest specjalne pomieszczenie dla wózków dziecięcych. Ja tam nie dawałam wózka, bo jest to dla mnie niewygodne. Poza tym w zimie wjazd do wózkowni jest oblodzony. Znacznie poręczniej było dla mnie trzymać wózek w mieszkaniu (mieszkam na parterze).
Niestety sąsiedzi nie mogli z tego powodu spokojnie spać. Pewnej niedzieli przyszła do nas delegacja.
Sąsiadka z klatki obok i sąsiad z naprzeciwka przyszli interweniować i uświadomić mnie, że wózki się trzyma w wózkowni, a nie w mieszkaniu i że wózek może zabrudzić schody czy odrapać ściany i spowodować jeszcze inne plagi. Boże Chryste Panie...

To nie koniec!
Pewnego ranka dzwoni sąsiadka z 1 pietra, prawie ze łzami w oczach i mówi: "Jak tak można???!!! To jest niewyobrażalne! To już jest przesada! Co wy sobie myślicie!" itd.
Prowadzi nas do piwnicy, gdzie leży sterta czyichś gratów, a te właśnie graty uniemożliwiają jej wejście do jej piwniczki. Ona oskarża nas, że myśmy wysypali te rupiecie i każe nam je natychmiast sprzątnąć :(
Dugi tłumaczy jej, że to nie jest nasze. A ona: "Jak to nie wasze?! A czyje? Tu są jakieś dziecięce zabawki, a tylko Wy w bloku macie dzieci!!!!!!!!!!!!!!"
Kufa, ręce nam opadły.
Sąsiadka grozi: "Nie chciałam na Was donosić, ale w takiej sytuacji jestem do tego zmuszona (zjawisku Donosicielstwa będzie poświęcony osobny post) ! Idę naskarżyć opiekunowi naszej klatki".
Po czym udała się do Krivanka, naszego sąsiada z naprzeciwka, i mu biadoli: "Panie Krivanek, to skandal! Ktoś zostawił stertę gratów przed moją piwnicą!" A Krivanek jej na to: "Tak to moje rzeczy, miałem je wyrzucić w tym tygodniu"...
Sąsiadce z 1 piętra wybaczamy awanturę, bo my są chrześcijanie i generalnie nie lubimy awantur. Znacznie bardziej lubimy się napić...


Szok na basenie.

Przyszedł czas na pójście na czeski basen.
Niby wszystko tak jak w PL, ale nie do końca...
Pod prysznicem ponad połowa kobiet ROZBIERA SIĘ DO NAGA!!! Toż to szok! Często chodziłam na basen w różnych miastach w Polsce, ale nigdy nie widziałam w zbiorowym prysznicu kobiety, która by zdjęła strój i odwiesiła go na wieszak. Moja gałka oczna i kora mózgowa zostały poturbowane, gdy zobaczyłam, że tu w basenowych prysznicach baby bez skrępowania pokazują ZOŚKI!
Jezus Maria! Co na to ksiądz?!